Żegnaj, Hank

15:07 by
 Telewizja Showtime wyemitowała dwunasty 7. sezonu i jednocześnie ostatni odcinek serialu Californication. Niektórzy stwierdzą: "nareszcie"! A mi jest smutno, bo zżyłem się z Hankiem.

Który facet choć raz nie chciał być jak Moody? Mieć tę charyzmę, powalający urok osobisty, cięty humor, talent, ciało, znajomości, porsche i możliwość spędzenia każdej nocy z coraz to inną kobietą? Prawdziwy samiec alfa. W tym tkwi cały jego urok: mężczyźni chcą być nim, kobiety chcą być z nim. Nie zapominajmy jednak, że najważniejsze, co Hank posiada, to miłość swojego życia, mądra córka i wspaniali przyjaciele. To właśnie rodzina utrzymuje go przy życiu.

Wielu widzów zarzucało twórcom spadek poziomu. Że pierwsze trzy, cztery sezony były dobre, a potem to już totalna klapa. Zawsze tak jest przy dłuższych serialach, że ktoś narzeka. Czasem mają rację, czasem nie. Ja każdy odcinek oglądałem z wypiekami na twarzy. O ile pomysły scenarzystów faktycznie były czasem słabe, tak postać Hanka nie zmieniła się nigdy. Prócz jego fryzury.

Dzięki Californication David Duchovny oderwał łatkę Muldera z Z archiwum X. Co prawda, teraz większość będzie kojarzyć go teraz z dwóch seriali, a nie z jednego, ale można powiedzieć, że Duchovny odniósł wielki sukces. Podobnie jak seriale, których był bohaterem. Natascha McElhone, czyli Karen, z sezonu na sezon była coraz piękniejsza. Postać Becci mogła irytować, może to przez wymysł twórców, a może przez Madeleine Martin. Charlie Runkle - gejgent masturbator - był drugą najjaśniejszą gwiazdą serialu. Evan Handler wykreował przekomiczną postać, której choć czasem wywołuje obrzydzenie, nie da się nie kochać. Myślę też, że niejeden facet chciałby mieć za żonę Marcy.

Ostatni odcinek był przyjemny. Co prawda, historia Hanka mogła zakończyć się z rock'n'rollowym przytupem, co więcej, zakończenie było do przewidzenia, ale tak czy siak było miło, sentymentalnie, zabawnie, a nawet wzruszająco. Californication musiało skończyć się szczęśliwie.



Cali to nie jest serial o ruchaniu, ćpaniu, piciu. Znaczy też, ale plebs nie zauważa, że to historia o tym, że rodzina jest najważniejsza. Że o miłość walczy się do samego końca. Że trzeba ponosić konsekwencje za swoje czyny. Że pewnego dnia trzeba dorosnąć. Żeby wiedzieć, co jest dla nas ważne, a co nie. Że miłość potrafi przezwyciężyć wszystkie przeciwności. I że...

Nieważne jak popaprani czy źli jesteśmy, ani przez jakie gówno umiemy przebrnąć... I tak wciąż wracamy.

Ocena:
5/6

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.