Locke to historia mężczyzny, który w jedną noc praktycznie
zniszczył sobie życie. Odnosił sukcesy w pracy, miał kochającą rodzinę – wielu
powiedziałoby, że nic więcej do szczęścia człowiekowi nie brakuje. Ale nawet
mając takie życie, można popełnić błąd, który przekreśla wszystko.
Najważniejszą rzeczą jednak jest, by z godnością ponieść konsekwencje. Tej
ważnej zasady uczy nas główny bohater.
Uwaga: opinia zawiera spojlery.
Locke to teatr jednego aktora. Nie znajdziemy w filmie
wartkiej akcji, pięknej scenografii czy zaskakujących pomysłów scenarzystów.
Akcja dzieje się w samochodzie pędzącym po angielskich autostradach. Jedynym
bohaterem jest tytułowy Ivan Locke, grany przez Toma Hardy’ego, który spisał
się tutaj na medal. Postać przez niego grana w jednej chwili opuszcza plac
budowy wieżowca i rezygnuje również z rodzinnego kibicowania ulubionej
drużynie. Stara się jak najszybciej i jak najbezpieczniej dotrzeć do szpitala,
gdzie na dwa miesiące przed terminem rodzić ma jego kochanka. Kochanka to zbyt
wiele powiedziane, bowiem Bethan pracowała u jego boku jako sekretarka i
podczas firmowej imprezy wspólnie topili smutki w alkoholu, co ostatecznie
przerodziło się w romans. Podobna sytuacja miała się z jego ojcem, którego
praktycznie nie znał. Nie chcąc popełnić tego samego błędu, Ivan postanowił, że
będzie obecny przy porodzie i w każdej innej chwili w życiu dziecka.
Podczas podróży główny bohater przeprowadza szereg rozmów: z
wkurzonymi współpracownikami, ciężarną kochanką, synami, którzy na żywo
relacjonują mecz i z żoną. Koledzy z pracy nie rozumieją jego sytuacji i nie
potrafią pogodzić się z decyzją Ivana, rzucając mięsem i ostatecznie zwalniając
go. Locke przyjmuje to do wiadomości ze spokojem, znając już wcześniej
konsekwencje tego, co zrobił. Musiał również podać żonie powód jego
nieobecności i zdradzić skrywaną tajemnicę.
Tom Hardy zagrał w tym filmie fenomenalnie. Sam jego
wizerunek, ton głosu, wewnętrzny spokój przekonuje o tym, że Locke jest godnym
zaufania, doświadczonym przez życie facetem. I o ile na początku można odczuwać
do niego niechęć za to, co zrobił, tak jego postępowanie – to, że dla dziecka
(które było, powiedzmy sobie szczerze, zwykłą wpadką) potrafi zrezygnować z
najważniejszych rzeczy w jego życiu, to, że jak prawdziwy facet przyjmuje na
klatę konsekwencje swoich czynów i to, że stara się postępować zgodnie ze swoim
sumieniem i sercem – jest lekcją dla nas wszystkich. A szczególnie dla tak
młodego człowieka, jak ja.
Steven Knight zamontował kilka kamer w samochodzie, posadził
na kierownicą Toma Hardy’ego i stworzył nietuzinkowe dzieło, które każdy
powinien obejrzeć. Scenografia, muzyka nie grają tutaj żadnej roli. Dając
szansę filmowi, będzie się go oglądało z zapartym tchem. Naprawdę.
Ocena:
5/6
0 komentarze:
Prześlij komentarz